Jak to wygląda od strony kosztowej? Czy zamienniki produktów odzwierzęcych są droższe? Jakie produkty najłatwiej zastąpić, a jakie najtrudniej?
Robert Kopacz: To od naszej wizji zmiany dania zależy to, czy wydamy na nie więcej czy mniej. Czasem wygrają najprostsze rozwiązania, na przykład zamiast szukać roślinnych odpowiedników boczku, możemy po prostu podsmażyć na chrupko prażoną cebulkę z aromatyczną mieszkanką przypraw. Koszty obniży też na pewno korzystanie z sezonowych warzyw i owoców w menu albo z mrożonek poza sezonem.
Trochę droższe są gotowe roślinne odpowiedniki mięsa i ryb. Płacimy więcej, ale w zamian otrzymujemy zbliżony smak, zapach i – co ważne – strukturę prawdziwego mięsa. Roślinnych alternatyw poszukują przede wszystkim osoby, które ograniczają ilość mięsa w diecie lub chcą po prostu spróbować czegoś nowego.
Z moich obserwacji wynika, że restrykcyjni weganie niekoniecznie oczekują tak silnego podobieństwa do mięsa, a czasem wręcz przeciwnie – odrzuca ich to. Dla nich możemy przygotować więc kotlet z buraków, gulasz z boczniaków czy rybę z selera. Taka postawa jest jednak niszą – zdecydowanie na rynku roślinnych gości dominują ci, którzy poszukują odpowiedników klasycznych smaków znanych z dzieciństwa.
Jeśli chodzi o roślinny „nabiał”, łatwiej kupić gotowe produkty niż przygotować je od podstaw. Na rynku są już smaczne gotowe alternatywy śmietanek – tu sprawdzi się świetnie Flora Plant – jogurty czy napoje roślinne. Podobnie z alternatywami serów, których szeroki wachlarz ma na przykład Violife.
Żeby zastąpić jajka, trzeba trochę poeksperymentować. Czasem wystarczy po prostu nie dodawać ich do dania. W niektórych daniach jajka zastąpimy dojrzałym bananem czy awokado, w innych kisielem z siemienia lnianego albo chia, masłem orzechowym czy mąką z ciecierzycy. Aby uzyskać „jajeczny” smak potrawy, wystarczy przyprawić ją czarną solą kala namak.
Najważniejsze, żeby być otwartym na zmiany, zrozumieć najważniejsze założenia kuchni roślinnej i… próbować!